sobota, 19 października 2013

hoy en mi ventana brilla el sol

Jak umyć okna i nie zwariować?

Krok 1. Kupujemy odpowiedni płyn. Powinien mieć ładny kolor. Najlepiej różowy.

Krok 2. Czekamy na właściwy dzień i właściwą porę. Słońce powinno świecić prosto w myte okno i nas oślepiać. Dzięki temu na szybie zostają smugi, a my możemy twierdzić, że to specjalnie - przecież tylko nudni ludzie mają nieskazitelnie czyste domy.

Krok 3. Zdejmujemy z parapetów rezydujące na nich stada roślin.

Krok 4. Omiatamy z pajęczyn ku rozpaczy domowej społeczności pająków.

Krok 5. Myjemy okna i śpiewamy jednocześnie. Przy czym należy wybrać odpowiedni repertuar. Polecam Beatlesów, klasyka zawsze się sprawdzi. Warto też przygotować utwory z ulubionego musicalu i do śpiewu dorzucić układ taneczny.

Krok 6. (Opcjonalnie). Zawieszamy w oknie kartonowy model smoka, w nadziei że przywabi te prawdziwe. (Mój jeszcze nie przywabił, ale się nie zrażam).

Krok 7. Cieszymy się pięknym widokiem.

Krok 8. Czekamy na deszcz.

Dzięki tym kilku prostym krokom mycie okien stanie się przyjemnością. Nie należy jednak robić tego za często, bo się znudzi.

Uwaga! Po umyciu okien przekonacie się, jak bardzo macie brudne okulary.


sobota, 12 października 2013

znamienny motyw szafy

Szafa to nie jest mebel. Owszem, możemy do niej schować ubrania, ale tylko żeby zachować jakieś pozory. Wcale nie chodzi o przechowywanie odzieży, nie oszukujmy się.

Co wieczór patrzę na moją szafę z lekkim niepokojem. Czy czai się w niej potwór, który jeszcze nie dowiedział się, że śmiech daje więcej energii niż krzyk? A może ktoś zamknął w niej Hitlera? I jeszcze zacznie stukać?

Każdego ranka, kiedy szafa już się nie mroczy, otwieram ją z nadzieją. A nuż wyjdzie z niej książę Kaspian albo przynajmniej Królowa, która poczęstuje mnie rachatłukum?

Nowy film Richarda Curtisa wskazuje na jeszcze jedno zastosowanie - do podróży w czasie. Rzekomo niektórym wystarczy wejść do szafy, zamknąć oczy, zacisnąć pięści i po krótkim łubudu już lądują w swojej przeszłości. Szafa nie TARDIS, ale ostatecznie też się nada.

Niestety, w mojej szafie nie czeka żaden rudy młodzian, nie ma w niej przejścia do Narni ani nie da się nią odlecieć w czas i przestrzeń. Może powinnam zareklamować ją w Ikei?


poniedziałek, 7 października 2013

dialogi z pająkiem

Mam w domu pająka. Zapewne niejednego. Ale ten jest wyjątkowy, nawiązaliśmy chyba nawet wątłą nić porozumienia.

Pająk przemyka po mojej różowej podłodze chyba ze względów towarzyskich, kiedy ja siedzę w łóżku z komputerem i ciężko pracuję. Towarzyski oczywiście jest pająk. Ja jestem aspołeczna. 

Pająk ochoczo tupie swoimi siedmioma nogami (Pająk jest po przejściach, może dlatego wydaje mi się sympatyczniejszy) tylko po podłodze, a nieśmiało i jakby bardziej statecznie wkracza na dywan. Na pewno wie, skubany, że na różowej podłodze lepiej się prezentuje. Wyraźniej. Na pierwszy rzut oka widać, że to on.

Rozmawiam z moim Pająkiem. Tak, jest już mój, ale nie mówcie mu tego. Staram się nie nadawać mu imienia. Tłumaczę, żeby mi nie przeszkadzał, bo pracuję. Grożę, że go stłukę, jeśli zamieszka w moich spodniach. Próbował, ale chyba mu się nie spodobało. Pająki najwidoczniej nie lubią boyfriend jeans. Chyba zraniłam jego uczucia stwierdzeniem, że nie jest moim zwierzątkiem domowym, bo gdzieś się schował. Mam nadzieję, że nie w mojej poduszce. 

Tak blisko jeszcze nie jesteśmy.

niedziela, 6 października 2013

kurs obsługi domu #1

Mój dom nie jest prosty w obsłudze, ale dużo już umiem.

Umiem złapać wielkiego czarnego pająka do puszki po herbacie Saga, przykryć gazetą, wynieść na werandę, spróbować otworzyć drzwi na ganek, wypuścić przy tym puszkę z pająkiem na podłogę, spanikować, odskoczyć na drugi koniec werandy, wrócić do puszki, stwierdzić, że pająk nadal jest w środku, ostrożnie wziąć puszkę, otworzyć drzwi, wyjść i wytrząsnać pająka na trawnik.

Mogę postawić łóżko w takim miejscu, żeby zasłaniało dziurę w spróchniałej podłodze. Różowej spróchniałej podłodze.

Przekonałam się również, że zasada Wyłącz i Włącz Ponownie działa także na urządzenia pompujące wodę. Wymaga to co prawda nieco więcej niż naciśnięcia guzika. Konkretnie: wyjścia spod prysznica, zawinięcia się w szlafrok, wyjścia na korytarz, zajrzenia do pomieszczenia z hydroforem, wyciągnięcia wtyczki z kontaktu (wcale nie mokrymi łapami) i wciśnięcia jej na powrót. No cud, powiadam.

I wiem, że zmywanie unieszczęśliwia. Jednego wieczoru udało mi się stłuc ulubiony wazon i zużyć tyle wody, że nie starczyło już na prysznic. Poważnie rozważam przerzucenie się na papierowe talerze z Barbie.

Jeśli to jest poziom podstawowy, to chyba nie nadaję się na kurs dla zaawansowanych.

Le źródło obrazka.